Kolejny szalony, a zarazem cudowny dzień w Nowym
Yorku. Pobudka o 5.00, szybki jogging i poranna toaleta w błyskawicznym tempie.
A wszystko to, aby nie spóźnić się na pierwszą przymiarkę. Już po 2 minutach
przebywania w taksówce, mam ochotę z niej wyjść. Heavy metal o 6.30 puszczany
na cały regulator nie jest dobrym początkiem dnia. I gdyby nie fakt, że bardzo
się śpieszę, to już pewnie dawno by mnie tu nie było. Nawet cudowny głos Ed'a
Sheeran'a w moich słuchawkach nie jest w stanie zagłuszyć tego jazgotu.
W końcu dojechałam i dosłownie wyskoczyłam z tego
samochodu. Nawet największemu wrogowi nie życzę takich katuszy z samego rana.
Jeszcze tylko kilka schodków i będę na miejscu. Mam nadzieję, że Sam mnie nie
zabije za to małe spóźnienie.
Aaa... Przeżyłam. Przeżyłam wszystkie cztery
przymiarki. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że jest dopiero 20.00, a ja
już jadę do hotelu. Tym razem zapytałam taksówkarza jakiej muzyki słucha, a
następnie wsiadłam. Przezorny zawsze ubezpieczony. Czy jakoś tak. Przed
hotelem, w którym się zatrzymałam, zauważyłam 'stado' krzyczących dziewcząt,
torujących wejście do hotelu. Oh My God! Dlaczego dzisiaj? Raz na kilka
miesięcy kończę wcześniej pracę i mogę się w końcu wyspać, a tu oczywiście
niespodzianka. Tłum wrzeszczących fanek (domyśliłam się, gdyż wszystkie krzyczą
coś niezrozumiałego i trzymają różne banery) pod moim oknem. Przebrnąć przez
nie, to 'Mission Impossible'. No dobra, jeszcze kilka metrów i dotrę.
- Przepraszam, ale mogą wchodzić tylko goście.
- Doprawdy? A ja kim jestem?
- Proszę pokazać swoją kartę do pokoju. - Co za
baran. Na kogo ja mu wyglądam? I gdzie ta cholerna karta? O, jest.
- Proszę bardzo. Czy coś jeszcze muszę zrobić?
Może chcecie moje odciski palców? Albo od razu wyjmę z torby bombę. – powiedziałam
do mężczyzny z ironią.
- Nie ma takiej potrzeby. Przepraszam za
kłopot.
- Spoko, może przeżyję. - ochroniarz zmierzył
mnie wzrokiem mówiącym: Wariatka. Nie moja wina, że byłam wychowywana z trzema
starszymi braćmi, którzy od najmłodszych lat uczyli mnie pyskowania. Parę
innych rzeczy też potrafię, ale wstyd o nich głośno mówić. Bo kto normalny
chwaliłby się, że umie wybekać cały alfabet? No właśnie. Co prawda ja do osób
normalnych nie należę, ale bez przesady. Jeszcze tylko 5 minut i będę mogła
odciążyć moje obolałe plecy. Mierzę 177 cm wzrostu, więc mam małe problemy z
kręgosłupem. W końcu dojechała winda, w której był już jakiś chłopak. Nawet
przystojny. Posłał mi przelotny uśmiech, który odwzajemniłam. Nagle usłyszałam
trzask i winda stanęła. Spojrzałam spanikowana na mojego towarzysza, który w
tym samym momencie spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem w oczach.
- Czy ta winda się właśnie zepsuła? - w moim
głosie można było usłyszeć nutkę zdenerwowania.
- Mam nadzieję, że nie. - no cóż, mój towarzysz
też nie wyglądał na osobę, która często przebywa w zepsutej windzie.
"Przepraszamy, ale wystąpiły problemy
techniczne. Proszę zachować spokój. Pomoc już została wezwana." oznajmił
nam jakiś damski głos.
- Świetnie. Kilka godzin spędzonych w blaszanej
puszce. Bezcenne. – lekko zironizowałam.
- Jak myślisz? Ile będziemy tu siedzieli?
- Nie mam niebieskiego pojęcia. I uprzedzając
Twoje następne pytanie - wiem, że powinno być "zielonego pojęcia",
ale ja wolę kolor niebieski.
- Ja wolę pomarańczowy. A tak w ogóle, to jestem
Harry.
- O, podoba mi się to imię. Ja jestem Alex.
- Twoje imię też jest niczego sobie.
- No nie wiem, ja za nim nie przepadam. Jest
takie szare.
- Pewnie wolałabyś, żeby było niebieskie. -
oznajmił, jakby nie miał co do tego żadnych wątpliwości. I nie mylił się.
Kurczę, siedzimy w tej windzie dopiero kilkanaście minut, a on już mnie
rozpracował. Naprawdę jestem aż tak przewidywalna?
- Zgadłeś.
- Trochę tu gorąco, nie sądzisz?
- No trochę... Boże! Nie masz klaustrofobii,
prawda?
- Na szczęście nie. Ty też nie, prawda?
- Nie jestem pewna. Nigdy wcześniej nie utknęłam
w windzie, ani innym mniejszym pomieszczeniu. Ale nie martw się. Jakby co, to
Ci powiem, że się gorzej czuję. Pomimo pozorów, jestem odpowiedzialna.
- Więc co sprowadza tak
odpowiedzialną osobę do Nowego Jorku? Bo sądząc po Twoim akcencie,
nie jesteś stąd.
- Anglia wita Anglię!
- Skąd wiesz, że jestem z Anglii?
- Twój akcent. Jest bardzo brytyjski.
- Serio? Zawsze myślałem, że nie mam brytyjskiego
akcentu.
- Ty nie masz? A czy słyszysz mnie? Mój akcent
jest byle-jaki.
- Przyznam, jest... inny. Taka mieszanka.
- No cóż, przebywanie w innym miejscu każdego
dnia na pewno to potęguje.
- Jesteś stewardessą?
- Blisko. Jestem modelką. A ty czym się
zajmujesz? - w jego spojrzeniu zauważyłam lekkie zaskoczenie i... zmieszanie? Tak,
chyba zmieszanie. Jakby nie wiedział co odpowiedzieć.
- No mów, nie będę się śmiała. - wziął głęboki
oddech (naprawdę głęboki) i zaczął mówić.
- No więc... jestem piosenkarzem. - zamknął oczy
i jestem pewna, że czekał na jakiś atak z mojej strony.
- I tego się tak bałeś? Powiedzieć mi, że jesteś
piosenkarzem? Taki duży chłopiec i taki bojaźliwy. No mów dalej, jak już
zacząłeś.
- No więc... Razem z przyjaciółmi mam mały zespół
- One Direction.
- One Direction powiadasz? Ej, znam was! Nie,
inaczej. Słyszałam was w radiu. Więc nie jest on raczej mały, co?
- No dobra, jest całkiem znany. Akurat trwa nasza
trasa koncertowa.
- Nieźle. Myślałam, że nie mam szczęścia, a
siedzę w windzie z gwiazdą światowego formatu. – westchnęłam, nie mogąc
uwierzyć w to, że taki fajny chłopak jest gwiazdą. – To pewnie Twoje fanki
skutecznie torują wejście do hotelu?
- Bingo! Ale mam nadzieję, że na noc rozejdą się
do domu. Chciałbym chociaż raz się wyspać.
- Mi też marzy się długi sen. Zwłaszcza, że jutro
czeka mnie kolejna wczesna pobudka. – skrzywiłam się na samą myśl o wczesnym
wstawaniu i irytującym dźwięku mojego budzika.
- Znam ten ból. – Harry uśmiechnął się do mnie
pocieszająco, prawdopodobnie chcąc dodać mi tym otuchy.
Po około 40 minutach, znowu nastąpił trzask i
winda ruszyła. Przez ten czas rozmawiałam z chłopakiem o tak naprawdę
wszystkim. W końcu drzwi się otworzyły i ruszyłam z chłopakiem (który jak się
okazało miał pokój na tym samym piętrze co ja) w stronę mojego pokoju.
- Dzięki za udany wieczór, Harry. Aczkolwiek nie
liczę na powtórkę. – Styles zaśmiał się na moje słowa.
- To ja dziękuję. I mam nadzieję, że niedługo się
znowu spotkamy, choć wolałbym w nieco innych warunkach.
- Dobranoc Harry. – lekko przytuliłam chłopaka na
pożegnanie.
- Dobranoc Alex. – pomachałam mu jeszcze i
zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Tam wzięłam krótki prysznic i szybko
położyłam się do łóżka. Już po chwili Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.