niedziela, 7 października 2012

Rozdział 2

Dzisiejszego ranka trochę zaspałam, więc nie miałam czasu na jogging i śniadanie. Szybko się ubrałam i udałam w stronę studia, w którym miałam mieć sesję. Na moje nieszczęście przed hotelem był straszny tłum, przez który ledwo się przedarłam. Na miejscu byłam pół minuty przed czasem. Wizażystki i fryzjer od razu wzięli się za mnie. Sesja trwała trzy godziny, a po tym miałam jeszcze cztery kastingi. O godzinie 21.00 wróciłam do hotelu, zjadłam kolację i weszłam na twittera. Zobaczyłam, że obserwuje mnie nowa osoba ( dotąd było 50 osób ). Jak się okazało, był to Harry, więc ja też go zaczęłam obserwować. Zobaczyłam jego najnowszy tweet : Dwie godziny spędzone w blaszanej puszce. Bezcenne... Na widok moich wczorajszych słów, na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Posiedziałam jeszcze chwilę w Internecie, aby zaktualizować swoje informacje odnośnie świata. Przeglądając rubrykę 'Sport' naszła mnie ochota na grę w kosza. Będąc w szkole grałam w szkolnej drużynie koszykówki, a nawet byłam jej kapitanem przez jakiś okres czasu. Poszłam więc szybko na boisko niedaleko hotelu, w którym się zatrzymałam. Było puste, ale nic dziwnego - była godzina 22.30. Po kilkunastu minutach przyszli jacyś chłopcy i zaczęli grać w piłkę nożną. Nie przejmowałam się nimi, aczkolwiek ich krzyki były prawdopodobnie słyszane w całym Nowym Jorku.Nagle zauważyłam, że 'głośni piłkarze' zbliżają się w moją stronę. Rozpoznałam w nich Harry'ego i najprawdopodobniej jego kolegów z zespołu.
- Hej Alex! Możemy się przyłączyć? - Styles lekko przytulił mnie na powitanie.
- Hello. Pewnie, że możecie.
- Aha, to jest Louis, Niall, Zayn i Liam.
- Hej, jestem Alex. - po krótkim zapoznaniu się, przystąpiliśmy do podziału na drużyny. No dobra, Harry przystąpił.
- Ja biorę Liama i Zayna. Twoja drużyna to Louis i Niall.
-Ej, Szefuniu! A może byś tak zapytał też innych o zdanie? - Zayn zwrócił chłopakowi uwagę.
- Jest OK Zayn. - uspokoiłam mulata. - Chyba, że nie umiecie grać w kosza. - w moim głosie można było usłyszeć lekkie przerażenie.
- Oczywiście, że umiemy. Cieniasy! - Louis chciał zniszczyć naszych przeciwników psychicznie.
- Lou, nie trać sił na tych przegrańców. - Niall próbował uspokoić starszego kolegę.
- Masz rację Niall.
- Ok, zaczynamy. My rzucamy na ten kosz, a wy na ten po lewej. - i tak zaczęliśmy grę.
Oczywiście moja drużyna wygrała 32:27. Na początku trochę nam nie szło, Louis ciągle krzyczał i narzekał, ale potem wziął się w garść i wygraliśmy. Może to też dzięki moim umiejętnościom, zdobytym w szkole. Ostatecznie, to chłopcy z mojej drużyny mają talent do gier zespołowych. Po tym wysiłku byłam naprawdę zmęczona, ledwo dowlokłam się do hotelu. Moi koledzy byli nie mniej zmęczeni niż ja. Myślę, że nawet bardziej, ale nie chcieli się do tego przyznać. W windzie Louis odżył i zaczął wariować. Nie wiem skąd ten chłopak ma tyle energii. W końcu dojechaliśmy na piętro zamieszkiwane przeze mnie i Harry'ego. Pożegnałam się z chłopakami i udałam do mojego pokoju. Byłam naprawdę zmęczona. Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam.

sobota, 29 września 2012

Rozdział 1

Kolejny szalony, a zarazem cudowny dzień w Nowym Yorku. Pobudka o 5.00, szybki jogging i poranna toaleta w błyskawicznym tempie. A wszystko to, aby nie spóźnić się na pierwszą przymiarkę. Już po 2 minutach przebywania w taksówce, mam ochotę z niej wyjść. Heavy metal o 6.30 puszczany na cały regulator nie jest dobrym początkiem dnia. I gdyby nie fakt, że bardzo się śpieszę, to już pewnie dawno by mnie tu nie było. Nawet cudowny głos Ed'a Sheeran'a w moich słuchawkach nie jest w stanie zagłuszyć tego jazgotu. 

W końcu dojechałam i dosłownie wyskoczyłam z tego samochodu. Nawet największemu wrogowi nie życzę takich katuszy z samego rana. Jeszcze tylko kilka schodków i będę na miejscu. Mam nadzieję, że Sam mnie nie zabije za to małe spóźnienie.

Aaa... Przeżyłam. Przeżyłam wszystkie cztery przymiarki. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że jest dopiero 20.00, a ja już jadę do hotelu. Tym razem zapytałam taksówkarza jakiej muzyki słucha, a następnie wsiadłam. Przezorny zawsze ubezpieczony. Czy jakoś tak. Przed hotelem, w którym się zatrzymałam, zauważyłam 'stado' krzyczących dziewcząt, torujących wejście do hotelu. Oh My God! Dlaczego dzisiaj? Raz na kilka miesięcy kończę wcześniej pracę i mogę się w końcu wyspać, a tu oczywiście niespodzianka. Tłum wrzeszczących fanek (domyśliłam się, gdyż wszystkie krzyczą coś niezrozumiałego i trzymają różne banery) pod moim oknem. Przebrnąć przez nie, to 'Mission Impossible'. No dobra, jeszcze kilka metrów i dotrę. 
- Przepraszam, ale mogą wchodzić tylko goście.
- Doprawdy? A ja kim jestem?
- Proszę pokazać swoją kartę do pokoju. - Co za baran. Na kogo ja mu wyglądam? I gdzie ta cholerna karta? O, jest.
- Proszę bardzo. Czy coś jeszcze muszę zrobić? Może chcecie moje odciski palców? Albo od razu wyjmę z torby bombę. – powiedziałam do mężczyzny z ironią.
- Nie ma takiej potrzeby. Przepraszam za kłopot. 
- Spoko, może przeżyję. - ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem mówiącym: Wariatka. Nie moja wina, że byłam wychowywana z trzema starszymi braćmi, którzy od najmłodszych lat uczyli mnie pyskowania. Parę innych rzeczy też potrafię, ale wstyd o nich głośno mówić. Bo kto normalny chwaliłby się, że umie wybekać cały alfabet? No właśnie. Co prawda ja do osób normalnych nie należę, ale bez przesady. Jeszcze tylko 5 minut i będę mogła odciążyć moje obolałe plecy. Mierzę 177 cm wzrostu, więc mam małe problemy z kręgosłupem. W końcu dojechała winda, w której był już jakiś chłopak. Nawet przystojny. Posłał mi przelotny uśmiech, który odwzajemniłam. Nagle usłyszałam trzask i winda stanęła. Spojrzałam spanikowana na mojego towarzysza, który w tym samym momencie spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem w oczach.
- Czy ta winda się właśnie zepsuła? - w moim głosie można było usłyszeć nutkę zdenerwowania.
- Mam nadzieję, że nie. - no cóż, mój towarzysz też nie wyglądał na osobę, która często przebywa w zepsutej windzie.
"Przepraszamy, ale wystąpiły problemy techniczne. Proszę zachować spokój. Pomoc już została wezwana." oznajmił nam jakiś damski głos.
- Świetnie. Kilka godzin spędzonych w blaszanej puszce. Bezcenne. – lekko zironizowałam.
- Jak myślisz? Ile będziemy tu siedzieli?
- Nie mam niebieskiego pojęcia. I uprzedzając Twoje następne pytanie - wiem, że powinno być "zielonego pojęcia", ale ja wolę kolor niebieski.
- Ja wolę pomarańczowy. A tak w ogóle, to jestem Harry.
- O, podoba mi się to imię. Ja jestem Alex.
- Twoje imię też jest niczego sobie.
- No nie wiem, ja za nim nie przepadam. Jest takie szare.
- Pewnie wolałabyś, żeby było niebieskie. - oznajmił, jakby nie miał co do tego żadnych wątpliwości. I nie mylił się. Kurczę, siedzimy w tej windzie dopiero kilkanaście minut, a on już mnie rozpracował. Naprawdę jestem aż tak przewidywalna?
- Zgadłeś.
- Trochę tu gorąco, nie sądzisz?
- No trochę... Boże! Nie masz klaustrofobii, prawda?
- Na szczęście nie. Ty też nie, prawda?
- Nie jestem pewna. Nigdy wcześniej nie utknęłam w windzie, ani innym mniejszym pomieszczeniu. Ale nie martw się. Jakby co, to Ci powiem, że się gorzej czuję. Pomimo pozorów, jestem odpowiedzialna.
- Więc co sprowadza tak odpowiedzialną osobę do Nowego Jorku? Bo sądząc po Twoim akcencie, nie jesteś stąd.
- Anglia wita Anglię!
- Skąd wiesz, że jestem z Anglii?
- Twój akcent. Jest bardzo brytyjski.
- Serio? Zawsze myślałem, że nie mam brytyjskiego akcentu.
- Ty nie masz? A czy słyszysz mnie? Mój akcent jest byle-jaki.
- Przyznam, jest... inny. Taka mieszanka.
- No cóż, przebywanie w innym miejscu każdego dnia na pewno to potęguje.
 - Jesteś stewardessą?
- Blisko. Jestem modelką. A ty czym się zajmujesz? - w jego spojrzeniu zauważyłam lekkie zaskoczenie i... zmieszanie? Tak, chyba zmieszanie. Jakby nie wiedział co odpowiedzieć.
- No mów, nie będę się śmiała. - wziął głęboki oddech (naprawdę głęboki) i zaczął mówić.
- No więc... jestem piosenkarzem. - zamknął oczy i jestem pewna, że czekał na jakiś atak z mojej strony.
- I tego się tak bałeś? Powiedzieć mi, że jesteś piosenkarzem? Taki duży chłopiec i taki bojaźliwy. No mów dalej, jak już zacząłeś.
- No więc... Razem z przyjaciółmi mam mały zespół - One Direction.
- One Direction powiadasz? Ej, znam was! Nie, inaczej. Słyszałam was w radiu. Więc nie jest on raczej mały, co?
- No dobra, jest całkiem znany. Akurat trwa nasza trasa koncertowa.
- Nieźle. Myślałam, że nie mam szczęścia, a siedzę w windzie z gwiazdą światowego formatu. – westchnęłam, nie mogąc uwierzyć w to, że taki fajny chłopak jest gwiazdą. – To pewnie Twoje fanki skutecznie torują wejście do hotelu?
- Bingo! Ale mam nadzieję, że na noc rozejdą się do domu. Chciałbym chociaż raz się wyspać.
- Mi też marzy się długi sen. Zwłaszcza, że jutro czeka mnie kolejna wczesna pobudka. – skrzywiłam się na samą myśl o wczesnym wstawaniu i irytującym dźwięku mojego budzika.
- Znam ten ból. – Harry uśmiechnął się do mnie pocieszająco, prawdopodobnie chcąc dodać mi tym otuchy.
Po około 40 minutach, znowu nastąpił trzask i winda ruszyła. Przez ten czas rozmawiałam z chłopakiem o tak naprawdę wszystkim. W końcu drzwi się otworzyły i ruszyłam z chłopakiem (który jak się okazało miał pokój na tym samym piętrze co ja) w stronę mojego pokoju.
- Dzięki za udany wieczór, Harry. Aczkolwiek nie liczę na powtórkę. – Styles zaśmiał się na moje słowa.
- To ja dziękuję. I mam nadzieję, że niedługo się znowu spotkamy, choć wolałbym w nieco innych warunkach.
- Dobranoc Harry. – lekko przytuliłam chłopaka na pożegnanie.
- Dobranoc Alex. – pomachałam mu jeszcze i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Tam wzięłam krótki prysznic i szybko położyłam się do łóżka. Już po chwili Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.

sobota, 22 września 2012

Sth about me...

Imię: Alexandra Charlotte
Nazwisko: Biel
Data urodzenia: 24.06.1994 (18 lat)
Znak zodiaku: Rak
Wzrost: 177 cm
Miejsce zamieszkania: Londyn
Rodzina: mama Rose, ojczym Bobby, przyrodni brat James, starsi bracia William i Fred
Zawód: modelka

Ulubione / Ulubiony ....
Film: "Love actually", "Harry Potter" (wszystkie części), "Człowiek na krawędzi"
Część ciała: Moje nogi ( bez nich prawdopodobnie nie byłabym modelką)
Jedzenie: włoskie; słodycze w dużych ilościach
Album: 21 Adele, + Ed'a Sheeran'a
Przyjaciel: Julia Foreman
Sklep: Topshop
Napój: sok pomarańczowy
Kolor: niebieski
Program telewizyjny: Chatty Man
Perfumy: Chanel No. 5
Gra: FIFA
Sposób na spędzenie niedzieli: spanie lub wyjście ze znajomymi
Kraj: Anglia
Restauracja: TGI Fridays
Sposób relaksu: masaż
Środek transportu: psi zaprzęg
Spędzenie wieczoru: wyjście na kolację z przyjaciółmi
Zespół: Maroon 5, The Beatles
Projektant: Burberry

_________________________________________________________________________________
Tak dla jasności, to opisałam tutaj główną bohaterkę, a nie siebie.
Lots of love,
Alex :*

Beginning....

Dzisiaj zaczynam pisać opowiadanie z udziałem zespołu One Direction !!! Mam nadzieję, że się spodoba :)
P.S. Posty będę dodawała w weekendy i może czasem w tygodniu.
Pozdrawiam :)