Następnego dnia obudziłam się o godzinie 12.00. Na szczęście nie mam kaca, więc będę mogła normalnie wypocząć. Kiedy już zwlekłam się z łóżka, poszłam wziąć gorącą kąpiel. Trochę się rozmarzyłam, bo gdy wyszłam z łazienki była 13.30. Właśnie przeczesywałam moją szafę w celu znalezienia czegoś do ubrania, gdy odezwał się mój telefon.
- Halo?
- Witaj piękna.
- Witaj ... przystojniaku.
- Co miało oznaczać to zastanowienie się?
- Zamyśliłam się, wybacz.
- No może wybaczę. Mam do ciebie sprawę. I to bardzo ważną.
- Naprawdę? Czyżbyś nie wiedział w co się ubrać?
- Nie, to coś bardziej poważniejszego. Ale jak już jesteśmy przy tym temacie, to fioletowy pasuje do brązu?
- Zależy jaki odcień. Ale możesz się tak ubrać. Najwyżej eksperci modowi Cię zlinczują.
- Więc jednak wybiorę coś innego. A tak w ogóle to masz dzisiaj czas?
- To zależy dla kogo.
- No dla mnie. Przecież mówiłem, ze muszę z Tobą porozmawiać.
- Skoro dla ciebie, to chyba nie.
- Alex...
- Harry, nie denerwuj się. Możesz do mnie wpaść, jeśli to naprawdę ważna sprawa.
- Ok, będę niedługo. Do zobaczenia.
- Do miłego.
No dobra, czas się ogarnąć, bo mój przyjaciel może być tu w każdej chwili. Ubrałam się wiec w czarne rurki i biały T-shirt. Zeszłam na dół i zajrzałam do lodówki. Świetnie, nie mam nic oprócz wody w kranie. Włożyłam więc szybko trampki i udałam się biegiem do pobliskiego sklepu. Wzięłam z półek najpotrzebniejsze rzeczy i z powrotem byłam w domu. Zdążyłam tylko rozpakować zakupy i usłyszałam dzwonek domofonu.
- Halo?
- Czy to mieszkanie Alex?
- Jakiej Alex? - to był Harry, ale postanowiłam sobie z nim trochę pożartować. Nie wiedział pod jakim numerem mieszkam, więc pewnie dzwonił pod każdy, aż doszedł do mojego.
- No... Alex.... O, na nazwisko ma Biel.
- A kto mówi?
- Harry... Alex, wpuścisz mnie? - nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Strasznie się jąkał, mówiąc o kogo chodzi.
- Zapraszam w moje skromne progi. Drugie piętro, numer 7.
Za chwilę już słyszałam pukanie do drzwi.
- Hej.
- No siemka. Czemu nie zadzwoniłeś, żeby zapytać o numer mieszkania?
- Dzwoniłem, ale nie odbierałaś.
- Oj, sorry. Wchodź do salonu. Napijesz się czegoś?
- Wody, jeśli masz.
- Ja mam tylko wodę. Chcesz coś do jedzenia? Mam świeże croissanty.
- Nie, dzięki. Niedawno jadłem.
- Ok, nie wiesz co tracisz. Nie obrazisz się jak będę jadła? Bo to mój pierwszy posiłek dzisiaj.
- I ty jeszcze się pytasz? Jedz śmiało.
- Ok, więc o co chodzi?
- Bo ty jesteś dziewczyną.
- 10 punktów za spostrzegawczość.
- Alex. No wiesz o czym mówię.
- Tak szczerze, to nie bardzo.
- No bo mam na oku taką jedną dziewczynę. Tylko nie wiem jak do niej zagadać.
- Prosto z mostu.
- Ale to jej nie zniechęci?
- A co to za dziewczyna?
- Ta, o której Ci mówiłem.
- Aha, ta sławna posiadaczka Twego serca. Harry, mówię Ci, prosto z mostu. To najskuteczniejszy sposób jaki znam.
- Ale czy na pewno bezpieczny?
- Jeśli Tobie na niej zależy...
- Zależy.
- I jej na Tobie...
- Tego nie wiem.
- No to się nie dowiesz, jak nie spróbujesz.
- Myślisz?
- Ja to nawet wiem.
- Dzięki, jesteś najlepsza.
- To też wiem. Jest jeszcze jakaś prawa, w której mogłabym Ci pomóc?
- W zasadzie to jest. Mogłabyś mi pomóc coś jej kupić?
- Ja? Jesteś pewny? Nie chciałbyś, żeby to była raczej jakaś osobista rzecz?
- Chcę, żebyś mi pomogła coś wybrać.
- No dobra... Chyba nie mam wyjścia.
- Nie masz. To chodźmy.
- Jak to? Teraz?
- No teraz. A kiedy? Przecież jutro już idziesz do pracy i pewnie nie będziesz nawet miała czasu, żeby do mnie SMS-a wysłać.
- No dobra, tylko się przebiorę. Daj mi pięć minut.
- Dam Ci nawet sześć.
- Dzięki łaskawco. - po tych słowach poszłam na górę się przebrać. Ciekawe co ta dziewczyna w sobie ma, że tak zawróciła Harremu w jego lokowatej główce.
sobota, 27 października 2012
sobota, 20 października 2012
Rozdział 3
Po miesiącu ciężkiej pracy, w końcu wracam do Londynu.Mam dwa dni wolne, a potem powrót do szalonego tempa i 3 godzin snu. O 12.00 wylądowałam na Heathrow i szybko udałam się do mojego mieszkania. Miałam nadzieję, że spędzę ten czas z rodziną, pospaceruję po ogrodzie i wypocznę w moim starym pokoju. Ale jest jak zwykle: nie mają czasu. Mama jest na szkoleniu, ojczym wyjechał do Kanady na jakąś konferencję, bracia nie mają ochoty na spędzanie czasu z młodszą siostrą, a do taty nie mam ochoty jechać. Chcę przecież wypocząć, a tam ciągle słuchałabym krzyków jego żony i paplaniny przyszywanej córki. Takim oto cudem jestem skazana na siebie. A no tak... Przyjaciele... Też nie mają czasu. Ale ja nie mam zamiaru się nudzić. Od dawna myślałam nad zrobieniem sobie tatuażu i myślę, że dzisiejszy wieczór to odpowiedni moment. Z pozytywnym nastawieniem dotarłam pod blok. Oczywiście pod drzwiami miałam mały problem ze znalezieniem kluczy. Po wejściu do środka, "rzuciłam" walizki w korytarzu i zobaczyłam unoszący się do góry kurz. No tak... Dawno tu nie było sprzątane. Takim oto sposobem, będę musiała przesunąć moje dzisiejsze plany. Szybko przebrałam się w stare ciuchy i zaczęłam porządki. W sumie szybko się uwinęłam, bo zajęło mi to dwie godziny razem z rozpakowaniem się i wstawieniem pralki. Po szybkim prysznicu i ubraniu się, byłam gotowa do wyjścia.Dopóki wybrałam buty, taksówka już na mnie czekała. Już zapomniałam jaki Londyn może być zakorkowany. Z nudów weszłam na twittera, żeby sprawdzić co słychać u moich "niemających czasu" znajomych. Jedni na kręglach, drudzy na pizzy... A ja nie chcę być gorsza, więc też dodałam twitta: Czas na spełnianie marzeń... Po kilku minutach byliśmy pod salonem tatuażu. Stanęłam przed wejściem, wzięłam trzy głębokie wdechy i weszłam do środka...
Jestem strasznie podekscytowana, bo w końcu mam tatuaż. Znajduje się on na lewym nadgarstku i przedstawia kostkę do gitary, bo uwielbiam grę na gitarze. Skoro tak dobrze zaczęłam wieczór, to postanowiłam udać się do klubu na jednego drinka. Więc od myśli przeszłam do czynów. Po kilkunastu minutach byłam w klubie. Zamówiłam swojego ulubionego drinka i zaczęłam go sączyć.
- Dla mnie też już zamówiłaś? - lekko podskoczyłam na stołku i odwróciłam się. Za sobą ujrzałam uśmiechniętą buźkę Harry'ego.
- Oczywiście, że tak. Ale przypomnij mi dla pewności, co chciałeś?
- Kamikaze.
- Przepraszam, poproszę jedno kamikaze.
- Alex, chyba nie myślisz, że pozwoliłbym kobiecie płacić za swoje drinki?
- No cóż, po Tobie bym się spodziewała wszystkiego.
- No wiesz? A ty czemu pijesz w samotności? W trosce o Ciebie, żeby nikt nie pomyślał, że jesteś wariatką samotnie pijącą w piątkowy wieczór, przyłączę się do Ciebie. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- Oh, Harry. Będę zaszczycona wypić drinka w towarzystwie bożyszcza nastolatek i ...
- Najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. To chciałaś powiedzieć?
- Tak, dowartościuj się. - na takim przekomarzaniu się i żartach spędziliśmy wieczór. Na szczęście Harry nie zaproponował tańca, ponieważ nie mam talentu tanecznego, jak i muzycznego. Trochę się zagadaliśmy, bo wyszliśmy z klubu o 3.00. Nagle mój przyjaciel (myślę, że mogę go już tak nazywać) zaproponował mi spacer. Zgodziłam sie bez wahania, gdyż kocham wieczorne spacery. Po kilkudziesięciu minutach (wcale nam sie nie spieszyło, gdyż oboje świetnie się czujemy w swoim towarzystwie) doszłam do domu. Byłam wyczerpana, a do tego strasznie bolały mnie nogi. Szybko przebrałam się w pizamy i położyłam w łózku. Ledwo zdążyłam przyłożyć głowę do poduszki i już spałam.
Jestem strasznie podekscytowana, bo w końcu mam tatuaż. Znajduje się on na lewym nadgarstku i przedstawia kostkę do gitary, bo uwielbiam grę na gitarze. Skoro tak dobrze zaczęłam wieczór, to postanowiłam udać się do klubu na jednego drinka. Więc od myśli przeszłam do czynów. Po kilkunastu minutach byłam w klubie. Zamówiłam swojego ulubionego drinka i zaczęłam go sączyć.
- Dla mnie też już zamówiłaś? - lekko podskoczyłam na stołku i odwróciłam się. Za sobą ujrzałam uśmiechniętą buźkę Harry'ego.
- Oczywiście, że tak. Ale przypomnij mi dla pewności, co chciałeś?
- Kamikaze.
- Przepraszam, poproszę jedno kamikaze.
- Alex, chyba nie myślisz, że pozwoliłbym kobiecie płacić za swoje drinki?
- No cóż, po Tobie bym się spodziewała wszystkiego.
- No wiesz? A ty czemu pijesz w samotności? W trosce o Ciebie, żeby nikt nie pomyślał, że jesteś wariatką samotnie pijącą w piątkowy wieczór, przyłączę się do Ciebie. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- Oh, Harry. Będę zaszczycona wypić drinka w towarzystwie bożyszcza nastolatek i ...
- Najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. To chciałaś powiedzieć?
- Tak, dowartościuj się. - na takim przekomarzaniu się i żartach spędziliśmy wieczór. Na szczęście Harry nie zaproponował tańca, ponieważ nie mam talentu tanecznego, jak i muzycznego. Trochę się zagadaliśmy, bo wyszliśmy z klubu o 3.00. Nagle mój przyjaciel (myślę, że mogę go już tak nazywać) zaproponował mi spacer. Zgodziłam sie bez wahania, gdyż kocham wieczorne spacery. Po kilkudziesięciu minutach (wcale nam sie nie spieszyło, gdyż oboje świetnie się czujemy w swoim towarzystwie) doszłam do domu. Byłam wyczerpana, a do tego strasznie bolały mnie nogi. Szybko przebrałam się w pizamy i położyłam w łózku. Ledwo zdążyłam przyłożyć głowę do poduszki i już spałam.
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 2
Dzisiejszego ranka trochę zaspałam, więc nie miałam czasu na jogging i śniadanie. Szybko się ubrałam i udałam w stronę studia, w którym miałam mieć sesję. Na moje nieszczęście przed hotelem był straszny tłum, przez który ledwo się przedarłam. Na miejscu byłam pół minuty przed czasem. Wizażystki i fryzjer od razu wzięli się za mnie. Sesja trwała trzy godziny, a po tym miałam jeszcze cztery kastingi. O godzinie 21.00 wróciłam do hotelu, zjadłam kolację i weszłam na twittera. Zobaczyłam, że obserwuje mnie nowa osoba ( dotąd było 50 osób ). Jak się okazało, był to Harry, więc ja też go zaczęłam obserwować. Zobaczyłam jego najnowszy tweet : Dwie godziny spędzone w blaszanej puszce. Bezcenne... Na widok moich wczorajszych słów, na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Posiedziałam jeszcze chwilę w Internecie, aby zaktualizować swoje informacje odnośnie świata. Przeglądając rubrykę 'Sport' naszła mnie ochota na grę w kosza. Będąc w szkole grałam w szkolnej drużynie koszykówki, a nawet byłam jej kapitanem przez jakiś okres czasu. Poszłam więc szybko na boisko niedaleko hotelu, w którym się zatrzymałam. Było puste, ale nic dziwnego - była godzina 22.30. Po kilkunastu minutach przyszli jacyś chłopcy i zaczęli grać w piłkę nożną. Nie przejmowałam się nimi, aczkolwiek ich krzyki były prawdopodobnie słyszane w całym Nowym Jorku.Nagle zauważyłam, że 'głośni piłkarze' zbliżają się w moją stronę. Rozpoznałam w nich Harry'ego i najprawdopodobniej jego kolegów z zespołu.
- Hej Alex! Możemy się przyłączyć? - Styles lekko przytulił mnie na powitanie.
- Hello. Pewnie, że możecie.
- Aha, to jest Louis, Niall, Zayn i Liam.
- Hej, jestem Alex. - po krótkim zapoznaniu się, przystąpiliśmy do podziału na drużyny. No dobra, Harry przystąpił.
- Ja biorę Liama i Zayna. Twoja drużyna to Louis i Niall.
-Ej, Szefuniu! A może byś tak zapytał też innych o zdanie? - Zayn zwrócił chłopakowi uwagę.
- Jest OK Zayn. - uspokoiłam mulata. - Chyba, że nie umiecie grać w kosza. - w moim głosie można było usłyszeć lekkie przerażenie.
- Oczywiście, że umiemy. Cieniasy! - Louis chciał zniszczyć naszych przeciwników psychicznie.
- Lou, nie trać sił na tych przegrańców. - Niall próbował uspokoić starszego kolegę.
- Masz rację Niall.
- Ok, zaczynamy. My rzucamy na ten kosz, a wy na ten po lewej. - i tak zaczęliśmy grę.
Oczywiście moja drużyna wygrała 32:27. Na początku trochę nam nie szło, Louis ciągle krzyczał i narzekał, ale potem wziął się w garść i wygraliśmy. Może to też dzięki moim umiejętnościom, zdobytym w szkole. Ostatecznie, to chłopcy z mojej drużyny mają talent do gier zespołowych. Po tym wysiłku byłam naprawdę zmęczona, ledwo dowlokłam się do hotelu. Moi koledzy byli nie mniej zmęczeni niż ja. Myślę, że nawet bardziej, ale nie chcieli się do tego przyznać. W windzie Louis odżył i zaczął wariować. Nie wiem skąd ten chłopak ma tyle energii. W końcu dojechaliśmy na piętro zamieszkiwane przeze mnie i Harry'ego. Pożegnałam się z chłopakami i udałam do mojego pokoju. Byłam naprawdę zmęczona. Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam.
- Hej Alex! Możemy się przyłączyć? - Styles lekko przytulił mnie na powitanie.
- Hello. Pewnie, że możecie.
- Aha, to jest Louis, Niall, Zayn i Liam.
- Hej, jestem Alex. - po krótkim zapoznaniu się, przystąpiliśmy do podziału na drużyny. No dobra, Harry przystąpił.
- Ja biorę Liama i Zayna. Twoja drużyna to Louis i Niall.
-Ej, Szefuniu! A może byś tak zapytał też innych o zdanie? - Zayn zwrócił chłopakowi uwagę.
- Jest OK Zayn. - uspokoiłam mulata. - Chyba, że nie umiecie grać w kosza. - w moim głosie można było usłyszeć lekkie przerażenie.
- Oczywiście, że umiemy. Cieniasy! - Louis chciał zniszczyć naszych przeciwników psychicznie.
- Lou, nie trać sił na tych przegrańców. - Niall próbował uspokoić starszego kolegę.
- Masz rację Niall.
- Ok, zaczynamy. My rzucamy na ten kosz, a wy na ten po lewej. - i tak zaczęliśmy grę.
Oczywiście moja drużyna wygrała 32:27. Na początku trochę nam nie szło, Louis ciągle krzyczał i narzekał, ale potem wziął się w garść i wygraliśmy. Może to też dzięki moim umiejętnościom, zdobytym w szkole. Ostatecznie, to chłopcy z mojej drużyny mają talent do gier zespołowych. Po tym wysiłku byłam naprawdę zmęczona, ledwo dowlokłam się do hotelu. Moi koledzy byli nie mniej zmęczeni niż ja. Myślę, że nawet bardziej, ale nie chcieli się do tego przyznać. W windzie Louis odżył i zaczął wariować. Nie wiem skąd ten chłopak ma tyle energii. W końcu dojechaliśmy na piętro zamieszkiwane przeze mnie i Harry'ego. Pożegnałam się z chłopakami i udałam do mojego pokoju. Byłam naprawdę zmęczona. Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)