sobota, 20 października 2012

Rozdział 3

Po miesiącu ciężkiej pracy, w końcu wracam do Londynu.Mam dwa dni wolne, a potem powrót do szalonego tempa i 3 godzin snu. O 12.00 wylądowałam na Heathrow i szybko udałam się do mojego mieszkania. Miałam nadzieję, że spędzę ten czas z rodziną, pospaceruję po ogrodzie i wypocznę w moim starym pokoju. Ale jest jak zwykle: nie mają czasu. Mama jest na szkoleniu, ojczym wyjechał do Kanady na jakąś konferencję, bracia nie mają ochoty na spędzanie czasu z młodszą siostrą, a do taty nie mam ochoty jechać. Chcę przecież wypocząć, a tam ciągle słuchałabym krzyków jego żony i paplaniny przyszywanej córki. Takim oto cudem jestem skazana na siebie. A no tak... Przyjaciele... Też nie mają czasu. Ale ja nie mam zamiaru się nudzić. Od dawna myślałam nad zrobieniem sobie tatuażu i myślę, że dzisiejszy wieczór to odpowiedni moment. Z pozytywnym nastawieniem dotarłam pod blok. Oczywiście pod drzwiami miałam mały problem ze znalezieniem kluczy. Po wejściu do środka, "rzuciłam" walizki w korytarzu i zobaczyłam unoszący się do góry kurz. No tak... Dawno tu nie było sprzątane. Takim oto sposobem, będę musiała przesunąć moje dzisiejsze plany. Szybko przebrałam się w stare ciuchy i zaczęłam porządki. W sumie szybko się uwinęłam, bo zajęło mi to dwie godziny razem z rozpakowaniem się i wstawieniem pralki. Po szybkim prysznicu i ubraniu się, byłam gotowa do wyjścia.Dopóki wybrałam buty, taksówka już na mnie czekała. Już zapomniałam jaki Londyn może być zakorkowany. Z nudów weszłam na twittera, żeby sprawdzić co słychać u moich "niemających czasu" znajomych. Jedni na kręglach, drudzy na pizzy... A ja nie chcę być gorsza, więc też dodałam twitta: Czas na spełnianie marzeń... Po kilku minutach byliśmy pod salonem tatuażu. Stanęłam przed wejściem, wzięłam trzy głębokie wdechy i weszłam do środka...

 Jestem strasznie podekscytowana, bo w końcu mam tatuaż. Znajduje się on na lewym nadgarstku i przedstawia kostkę do gitary, bo uwielbiam grę na gitarze. Skoro tak dobrze zaczęłam wieczór, to postanowiłam udać się do klubu na jednego drinka. Więc od myśli przeszłam do czynów. Po kilkunastu minutach byłam w klubie. Zamówiłam swojego ulubionego drinka i zaczęłam go sączyć.
- Dla mnie też już zamówiłaś? - lekko podskoczyłam na stołku i odwróciłam się. Za sobą ujrzałam uśmiechniętą buźkę Harry'ego.
- Oczywiście, że tak. Ale przypomnij mi dla pewności, co chciałeś?
- Kamikaze.
- Przepraszam, poproszę jedno kamikaze.
- Alex, chyba nie myślisz, że pozwoliłbym kobiecie płacić za swoje drinki?
- No cóż, po Tobie bym się spodziewała wszystkiego.
- No wiesz? A ty czemu pijesz w samotności? W trosce o Ciebie, żeby nikt nie pomyślał, że jesteś wariatką samotnie pijącą w piątkowy wieczór, przyłączę się do Ciebie. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- Oh, Harry. Będę zaszczycona wypić drinka w towarzystwie bożyszcza nastolatek i ...
- Najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. To chciałaś powiedzieć?
- Tak, dowartościuj się. - na takim przekomarzaniu się i żartach spędziliśmy wieczór. Na szczęście Harry nie zaproponował tańca, ponieważ nie mam talentu tanecznego, jak i muzycznego. Trochę się zagadaliśmy, bo wyszliśmy z klubu o 3.00. Nagle mój przyjaciel (myślę, że mogę go już tak nazywać) zaproponował mi spacer. Zgodziłam sie bez wahania, gdyż kocham wieczorne spacery. Po kilkudziesięciu minutach (wcale nam sie nie spieszyło, gdyż oboje świetnie się czujemy w swoim towarzystwie) doszłam do domu. Byłam wyczerpana, a do tego strasznie bolały mnie nogi. Szybko przebrałam się w pizamy i położyłam w łózku. Ledwo zdążyłam przyłożyć głowę do poduszki i już spałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz