Dzisiejszego ranka było jeszcze gorzej niż wczoraj. Do bólu głowy i mięśni, doszedł jeszcze ból gardła. Ledwo doszłam do łazienki, gdyż każdy, nawet najmniejszy ruch sprawia mi ból. Jakbym była cała poobijana i posiniaczona. Spojrzałam w lustro i przestraszyłam się samej siebie. Myślałam, że to niemożliwe, a jednak: wyglądałam jeszcze gorzej niż wczoraj. Wzięłam więc szybki prysznic, aby doprowadzić swoje ciało do stanu "używalności". Na co dzień nie lubię się malować, ale w ostatnich dniach sytuacja tego wymaga. "Szybko" ubrałam się i wyszłam z hotelu. Jak codziennie, zaszłam po kawę i croissant'a. Dzisiejszy poranek był ciepły, a zarazem orzeźwiający. Szłam więc powoli, rozkoszując się wiatrem, który był w tej chwili ukojeniem mojego bólu. Nagle moje spodnie zaczęły wibrować, co oznaczało przyjście SMS'a. Mój kochany kolega Harry tęskni od samego rana. Wiadomość brzmiała: "Daj czadu na tym casting'u. Na pewno Cię przyjmą. Trzymam kciuki. xx ". Natychmiast mu odpisałam: " Dzięki. Mam nadzieję, że klisza nie pęknie, kiedy będą robić Ci zdjęcia. Ja też trzymam. Buziaki.". Wyciszyłam telefon i weszłam uśmiechnięta do środka, gdyż trzeba robić dobrą minę do złej gry. A poza tym, wiadomość od Harry'ego polepszyła mi humor. Usiadłam na krzesełku i spokojnie zaczekałam na swoją klej. W końcu wywołali moje imię. Przed drzwiami do sali wzięłam głęboki oddech i pomyślałam o słowach przyjaciela. "Dam czadu". Nacisnęłam lekko klamkę i weszłam do środka...
No cóż. Nie było chyba aż tak źle. Nie przewróciłam się i chyba w miarę naturalnie zapozowałam. Wypytali mnie także o kilka rzeczy i powiedzieli, że się odezwą w ciągu tygodnia. Złapałam taksówkę i pojechałam do hotelu. Zostały mi tylko dwie godziny do odlotu. W ciągu trzydziestu minut byłam w swoim pokoju i sprawdzałam, czy niczego nie zostawiłam. Po upewnieniu się, zeszłam do recepcji, aby się wymeldować. Taksówką udałam się na lotnisko, gdzie byłam w ciągu 20 minut. Szybko przeszłam odprawę i zanim się obejrzałam, już siedziałam w samolocie do mojego ukochanego Londynu. Dużo osób narzeka na to miasto, a ja nie wyobrażam sobie życia w jakimkolwiek innym mieście. Trochę dziwne, wiem. Ale już się przyzwyczaiłam do tego, że wszystko co mówię, myślę lub robię jest dziwne. Możliwe, że to dlatego nie miałam nigdy prawdziwych przyjaciół. Byli tylko dobrzy koledzy i dobre koleżanki, które rozmawiały ze mną tylko w szkole, a w wakacje byłam dla nich duchem. Zainteresowały się mną dopiero, gdy dowiedziały się, że dostałam propozycję wyjazdu do Londynu i kontrakt w agencji modelek. To właśnie wtedy postawiłam wszystko na jedną kartę: modeling. Zakończyłam naukę w wieku 16 lat i przyjechałam do Londynu, żeby podbić świat mody. I póki co, jeszcze ani razu nie żałowałam swojej decyzji. Pamiętam, jak kiedyś w szkole nauczycielka biologii zaczęła nam opowiadać o modelkach: 38 cm w biodrach, anoreksja i mdlenie na wybiegu. Ale tak naprawdę jest inaczej. Jestem chuda, bo dbam o siebie, w biodrach mam 67 cm i wcale nie jestem chora na anoreksję. Znowu dziwne, bo jestem inna niż stereotyp. Ale żeby nie było tak nudno, to wcale nie jest tak, że modelki nie lubią siebie nawzajem. Moja przyjaciółka (tak, dobrze czytacie, przyjaciółka) też jest modelką. Co prawda rzadko się widzimy, bo Julia mieszka w Nowym Yorku, ale zawsze mamy tematy do rozmów. O, i znowu dziwne. O swoim życiu zawsze myślę podczas lotu samolotem. Jakie ja mam skomplikowane życie... Nie, nie skomplikowane. Po prostu dziwne. W wieku osiemnastu lat, byłam już w połowie krajów świata i na każdym kontynencie. Poza tym, mieszkam sama w Londynie, a samolot to mój drugi dom. Kurczę, chyba mam gorączkę, bo znowu myślę o głupotach. Moja głowa pęka od ciśnienia i bólu. A jeszcze kilkadziesiąt minut lotu...
_________________________________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki, tak późno i bezsensowny. Postaram się poprawić w następnym tygodniu :)
Pozdrawiam, Lexi :*
I live while I'm young...
niedziela, 2 grudnia 2012
sobota, 24 listopada 2012
Rozdział 8

- Hej, Alex. Wszystko w porządku?
- Hej, tak, tak.
- Na pewno?
- Po prostu w tym hotelu mają strasznie niewygodne łóżka. To wszystko. - uśmiechnęłam się lekko z nadzieją, że mi uwierzy.
- To dobrze. Znaczy niedobrze, bo się nie wyspałaś. A dobrze dlatego, że to tylko taka błahostka.
Po uczesaniu mnie odpowiednio, zajęła się makijażem. Najpierw zmyła ten, który zrobiłam dzisiaj rano.
- Jej, Alex. Te łóżka chyba naprawdę są strasznie niewygodne. - nie miałam siły jej odpowiedzieć, więc tylko kiwnęłam głową na znak zgody. Przymknęłam lekko oczy, aby się trochę odprężyć i zapomnieć o pulsującym bólu w skroniach. Nagle poczułam chłodne dłonie Sam na czole.
- Alex, dobrze się czujesz?
- Nie jest to najlepszy dzień w moim życiu, ale jakoś go przetrwam. A co?
- Wydaje mi się, że masz gorączkę.
- Nawet jeśli, to przeżyję. Nie martw się.
- Ok, ale od razu po sesji jedziesz do hotelu i kładziesz się do łózka. Jasne?
- Jak londyńskie słońce.
- Alex...
- Jasne, jasne.
- No, już gotowe. Powodzenia.
- Nie dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko i powoli ruszyłam w stronę przebieralni. W dalszym ciągu nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból. "Spokojnie Lexi. Za kilka godzin będziesz już leżała w łóżku."
Po 3 godzinach, mogłam wrócić do mojego skromnego pokoju hotelowego. Trochę dziwnie się czułam kończąc pracę o godzinie 14.00. Już powoli miałam dosyć Paryża. Na szczęście jutro mam tylko jeden casting i pokaz, a potem lecę do domku. "Kurczę. W ciągu jednego tygodnia będę częściej w domu, niż w ubiegłych miesiącach." Nagle uświadomiłam sobie, że dzisiaj nie rozmawiałam ani razu z moim przyjacielem. To trochę dziwne, bo już się przyzwyczaiłam do pomagania mu. Nagle odezwał się mój telefon, na którego wyświetlaczu było napisane : "Harry".
- Jak tam chorobździelu?
- Siemka. Po prostu wspaniale.
- Aż tak źle?
- Wszystko mnie boli. A co tam u ciebie?
- No wiesz, długo by opowiadać. W końcu nie rozmawialiśmy od... 15 godzin.
- O matko!
- Co się stało?! - zapytał z przerażeniem w głosie, jakbym co najmniej... została postrzelona.
- Ty umiesz liczyć!
- Oj Lexi, widzę że mój telefon od razu poprawił Ci humor.
- I na dodatek masz zdolności telepatyczne! Ta Twoja dziewczyna ma szczęście. Taki chłopak to skarb.
- I po cóż ta ironia?
- Tak jakoś. To co, już dziewczyna?
- Jeszcze nie.
- Nie zgodziła się?
- Nie. To znaczy, nie pytałem jeszcze. Ma dzisiaj jakieś rodzinne spotkanie.
- Aha. A ty się bardzo nudzisz?
- Ja? Nie. Dlaczego pytasz?
- Bo zadzwoniłeś do mnie.
- Zadzwoniłem, bo się martwię o Ciebie.
- Awww... Chyba zaraz obrzygam ten chodnik tęczą i brokatem. A szkoda, bo jest naprawdę ładny.
- Alex, czy ty nie masz gorączki?
- Nie jestem pewna. A co?
- Bo gadasz takie głupoty. Lepiej idź już do hotelu i odpocznij.
- Dobrze tato.
- Grzeczna dziewczynka. Kiedy mnie odwiedzisz?
- Prawdopodobnie... nigdy. Chcę jeszcze żyć, a nie zatruć się smrodem Twoich...
- Dobra, dobra. Już to słyszałem. A poza tym, to moje brudne skarpety nigdzie nie leżą. Jak już, to Louis'a.
- Powiedzmy, że Ci wierzę. W Londynie będę jutro w nocy, więc może wybierzemy się na jakiś lunch.
- Oh, będę zaszczycony. Muszę już kończyć, bo akurat jesteśmy w studiu. Do usłyszenia?
- Do usłyszenia. - rozłączyłam się, opadając na łóżko. Teraz zaczęło mnie wszystko boleć ze zwiększoną mocą. Przebrałam się więc szybko w piżamę i usnęłam...
_________________________________________________________________________________
W końcu coś napisałam :) Zachęcam do komentowania i wypowiadania się na temat bloga.
Pozdrawiam, Lexi :*
sobota, 17 listopada 2012
Rozdział 7
Rano obudziłam się o 5.00 z lekkim bólem głowy. Wzięłam więc szybki prysznic, z nadzieją, że ból ustąpi. Ale oczywiście znając moje szczęście nic takiego nie nastąpiło. Ubrałam się w dres i zeszłam do recepcji, aby zapytać o najbliższą aptekę. Po 15 minutach byłam z powrotem w swoim pokoju i czym prędzej zażyłam tabletkę przeciwbólową. Kiedy już zaczęła działać, przebrałam się w białą bluzkę i kolorowe leginsy. Do tego dobrałam pomarańczowe trampki i czerwoną torebkę, do której włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy i mogłam iść na dzisiejsze próby i przymiarki. W drodze na miejsce, zaszłam do Starbucks'a na kawę i ciastko, jako moje śniadanie. Na hali, na której miałam mieć dzisiaj pokaz, byłam 5 minut przed czasem, więc weszłam jeszcze na Twitter'a, aby sprawdzić wszystkie aktualności dotyczące moich znajomych. Zobaczyłam dodatkowo, że mam kilkaset obserwujących. To dlatego, że ostatnio w internecie pojawiły się zdjęcia moje i Harry'ego. Więc teraz można powiedzieć, że jestem "gwiazdą". Moi bracia mają ze mnie niezły ubaw. Ciągle dostaję od nich głupawe SMS'y. Niby starsi o 4 lata, a zachowują się jakby byli w szkole podstawowej (ich żarty są na prawdę na poziomie sześciolatka). Na szczęście próba minęła mi bardzo szybko. Potem udałam się na przymiarkę, która była w budynku obok. Podczas niej otrzymałam sms'a od Hazzy : "Dzisiaj wielki dzień !!! Trzymaj kciuki :) " . Odpisałam mu szybko : "Trzymam mocno. Tylko niczego nie zepsuj ! :) " . Naprawdę chciałam, aby wszystko poszło po jego myśli. W końcu spotkał dziewczynę, której nie obchodzi liczba zer na jego koncie i liczba paparazzi, którzy za nim "biegają". A ja jestem jego przyjaciółką, więc mu w tym pomogłam. Szczerze mówiąc, to ja też bym chciała, aby jakiś chłopak zachowywał się tak samo jak Harry w stosunku do... Mii. Chyba. Prawdopodobnie nigdy nie zapamiętam jej imienia, gdyż nie mam pamięci do imion i jest mi trochę obojętna. Obojętna? Czemu obojętna? Czyżbym była zazdrosna? Ale o kogo? O Harry'ego? "O nie Alex, nie możesz tak myśleć. Jesteście tylko przyjaciółmi." skarciłam się w myślach. Na przymiarce byłam trochę nieobecna. Z oczywistego powodu: wysoki brunet z zielonymi oczami. Ale po co mam sobie nim zaprzątać myśli? Jest zajęty. No prawie zajęty. I szczęśliwy. A szczęście jest najważniejsze. Więc ja też będę szczęśliwa. Teraz zostało mi tylko "odbębnić" ten pokaz i będę mogła pójść do hotelu. Aktualnie marzę o gorącej kąpieli i ciepłym, hotelowym łóżku.
W końcu. Siedzę w taksówce. Ledwo żyję. Dziwne, dopiero miałam wolne, a już jestem zmęczona jak po trzymiesięcznej pracy bez przerwy. Obym nie była teraz chora. Jeszcze tylko dwa tygodnie szału, a potem miesiąc przerwy. W sierpniu każda modelka ma przymusowe wakacje, bo po prostu nie ma pracy. Popatrzyłam na wyświetlacz telefonu i otworzyłam usta ze zdziwienia. Jest już 23.15. Nieźle się wszystko przedłużyło. Stojąc w hotelowej windzie, zadzwonił mój telefon. Dzwonił oczywiście mój brązowowłosy przyjaciel.
- Halo?
- Udało się! Niczego nie zepsułem!
- O czym ty mówisz?
- No o mojej randce. Właśnie ją odwiozłem do domu.
- Super.
- Ej, nie cieszysz się? Już tak często nie będę dzwonił do ciebie po rady.
- Cieszę się bardzo, ale trochę źle się czuję. I tak wiem, że nadal będę Ci pomagała, bo ty sierotko niczego nie zrobisz bez pomocy "perfekcyjnej Alex".
- Tak, tak. Mów jak chcesz. Muszę już kończyć, bo jutro rano mam sesję.
- Mam jeszcze do Ciebie ostatnie pytanie, które z pewnością nie dałoby mi w nocy spać: jesteście razem?
- Jeszcze nie do końca, ale jestem na właściwej drodze.
- Czyli zaprosiłeś już ją na następne spotkanie?
- Yyy... Właśnie miałem do niej dzwonić, żeby się... upewnić... czy...
- Dobra nie wysilaj się tak. Ale masz ją o to zapytać jutro!
- Ok. Jesteś wielka, wiesz?
- Wiem, wiem Harry.
- No tak, zapomniałem, że jesteś wszechwiedząca.
- Mówiłeś coś, czy to tylko wiatr...
- Chyba faktycznie źle się czujesz, bo takie głupoty wygadujesz. Lepiej kładź się już do łóżka i nie przemęczaj się. Aha, i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić.
- Nawet w nocy?
- To zależy, czy następnego dnia nie mam żadnej sesji.
- Aha, będę pamiętała. Na razie Harry. Ty też możesz na mnie liczyć.
- Będę pamiętał. Słodkich snów.
- Dobranoc. - po zakończonej rozmowie, wzięłam wymarzoną kąpiel, a następnie przebrałam się w piżamki i położyłam w łóżku. Sprawdziłam jeszcze przed snem kalendarzyk, ustawiłam budzik i spokojnie zasnęłam.
W końcu. Siedzę w taksówce. Ledwo żyję. Dziwne, dopiero miałam wolne, a już jestem zmęczona jak po trzymiesięcznej pracy bez przerwy. Obym nie była teraz chora. Jeszcze tylko dwa tygodnie szału, a potem miesiąc przerwy. W sierpniu każda modelka ma przymusowe wakacje, bo po prostu nie ma pracy. Popatrzyłam na wyświetlacz telefonu i otworzyłam usta ze zdziwienia. Jest już 23.15. Nieźle się wszystko przedłużyło. Stojąc w hotelowej windzie, zadzwonił mój telefon. Dzwonił oczywiście mój brązowowłosy przyjaciel.
- Halo?
- Udało się! Niczego nie zepsułem!
- O czym ty mówisz?
- No o mojej randce. Właśnie ją odwiozłem do domu.
- Super.
- Ej, nie cieszysz się? Już tak często nie będę dzwonił do ciebie po rady.
- Cieszę się bardzo, ale trochę źle się czuję. I tak wiem, że nadal będę Ci pomagała, bo ty sierotko niczego nie zrobisz bez pomocy "perfekcyjnej Alex".
- Tak, tak. Mów jak chcesz. Muszę już kończyć, bo jutro rano mam sesję.
- Mam jeszcze do Ciebie ostatnie pytanie, które z pewnością nie dałoby mi w nocy spać: jesteście razem?
- Jeszcze nie do końca, ale jestem na właściwej drodze.
- Czyli zaprosiłeś już ją na następne spotkanie?
- Yyy... Właśnie miałem do niej dzwonić, żeby się... upewnić... czy...
- Dobra nie wysilaj się tak. Ale masz ją o to zapytać jutro!
- Ok. Jesteś wielka, wiesz?
- Wiem, wiem Harry.
- No tak, zapomniałem, że jesteś wszechwiedząca.
- Mówiłeś coś, czy to tylko wiatr...
- Chyba faktycznie źle się czujesz, bo takie głupoty wygadujesz. Lepiej kładź się już do łóżka i nie przemęczaj się. Aha, i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić.
- Nawet w nocy?
- To zależy, czy następnego dnia nie mam żadnej sesji.
- Aha, będę pamiętała. Na razie Harry. Ty też możesz na mnie liczyć.
- Będę pamiętał. Słodkich snów.
- Dobranoc. - po zakończonej rozmowie, wzięłam wymarzoną kąpiel, a następnie przebrałam się w piżamki i położyłam w łóżku. Sprawdziłam jeszcze przed snem kalendarzyk, ustawiłam budzik i spokojnie zasnęłam.
sobota, 3 listopada 2012
Rozdział 6
Wstałam o 3.00 , żeby zdążyć wszystko zrobić. Ale teraz już wiem, że to nie był dobry pomysł. Wchodząc do łazienki miałam prawie zamknięte oczy, czego skutkiem jest teraz guz na moim czole. Na szczęście prawie go nie widać, bo przykryłam go toną makijażu. Z resztą nie tylko jego: moje sińce pod oczami także. Po tym incydencie oprzytomniałam i już więcej niespodzianek nie miałam. W samolocie zdrzemnęłam się, więc mam nadzieję, że nie ma wielkich worów. Teraz muszę tylko szybko zawieźć walizkę do hotelu i od razu jechać na casting. Stęskniłam się trochę za tym szaleńczym tempem. Jeszcze dwa castingi dzisiaj i jedna przymiarka do jutrzejszego pokazu. Jadąc taksówką, nagle odezwał się mój telefon.
- Halo?
- Hej Lexi.
- Hej Hazz. Dlaczego nie wyświetlił mi się twój numer?
- Nie wiem... Znaczy się wiem. Dzwonię z komórki Niall'a. - w jego głosie słychać było podekscytowanie. Z pewnością chciał się ze mną czymś podzielić.
- Aha. A co się stało, że dzwonisz? Bo to, że chciałeś usłyszeć mój głos jest oczywiste.
- Czytasz mi w myślach. Mam sprawę.
- Tak coś czułam, że nie dzwonisz bezinteresownie. Już nawet mnie nie zapytasz jak się czuję po podróży. Ale od razu Ci mówię, żebyś się nie martwił: czuję się świetnie.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. A teraz moja sprawa. Jak myślisz, lepsza będzie kolacja w restauracji, czy u mnie w domu? Bo chłopaków już pytałem i wyszło po pół na restaurację i po pół na dom.
- Myślę, że restauracja będzie bezpieczniejsza, bo jeszcze wejdzie do Twojego domu i się zatruje smrodem z Twoich nieświeżych skarpet.Aha, no i jest jeszcze możliwość, że się potknie o jakieś zesztywniałe ze starości majtki.
- Alex no! Ja jestem poważny.
- Ja też jestem poważna. Mówię Ci, żebyś zabrał ją do jakiejś restauracji. A może....
- Mia
- Właśnie, ma jakąś ulubioną?
- Nie wiem.
- Jejku, Harry. To się dowiedz.
- No dobra. I co potem?
- Serio? Jesteś aż tak tępy?
- A, już wiem co potem. I nie jestem tępy. Po prostu chcę, aby wszystko było idealne.
- No dobra, już się nie tłumacz. Muszę kończyć. Jak będzie po wszystkim, to zadzwoń i pochwal się jak było, ok?
- Zadzwonię na pewno. Trzymaj się i nie pracuj za dużo.
- Ty też Hazz. Chociaż nie, ty się ciągle obijasz, więc tylko się trzymaj. Pa.
- Udam, że tego nie słyszałem. Pa.
Na rozmowie z Harry'm minęła mi cała droga na kasting. W drodze na przymiarkę, zadzwoniła do mnie moja mama. Na początku, kiedy spojrzałam na ekran telefonu, myślałam, że zwariowałam. Porozmawiałam z nią dosłownie dwie minuty, bo miała następnego pacjenta. Do hotelu wróciłam o 23.00. Wzięłam szybki prysznic, przejrzałam internet i położyłam się w łóżku. Oczywiście po chwili zasnęłam.
- Halo?
- Hej Lexi.
- Hej Hazz. Dlaczego nie wyświetlił mi się twój numer?
- Nie wiem... Znaczy się wiem. Dzwonię z komórki Niall'a. - w jego głosie słychać było podekscytowanie. Z pewnością chciał się ze mną czymś podzielić.
- Aha. A co się stało, że dzwonisz? Bo to, że chciałeś usłyszeć mój głos jest oczywiste.
- Czytasz mi w myślach. Mam sprawę.
- Tak coś czułam, że nie dzwonisz bezinteresownie. Już nawet mnie nie zapytasz jak się czuję po podróży. Ale od razu Ci mówię, żebyś się nie martwił: czuję się świetnie.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. A teraz moja sprawa. Jak myślisz, lepsza będzie kolacja w restauracji, czy u mnie w domu? Bo chłopaków już pytałem i wyszło po pół na restaurację i po pół na dom.
- Myślę, że restauracja będzie bezpieczniejsza, bo jeszcze wejdzie do Twojego domu i się zatruje smrodem z Twoich nieświeżych skarpet.Aha, no i jest jeszcze możliwość, że się potknie o jakieś zesztywniałe ze starości majtki.
- Alex no! Ja jestem poważny.
- Ja też jestem poważna. Mówię Ci, żebyś zabrał ją do jakiejś restauracji. A może....
- Mia
- Właśnie, ma jakąś ulubioną?
- Nie wiem.
- Jejku, Harry. To się dowiedz.
- No dobra. I co potem?
- Serio? Jesteś aż tak tępy?
- A, już wiem co potem. I nie jestem tępy. Po prostu chcę, aby wszystko było idealne.
- No dobra, już się nie tłumacz. Muszę kończyć. Jak będzie po wszystkim, to zadzwoń i pochwal się jak było, ok?
- Zadzwonię na pewno. Trzymaj się i nie pracuj za dużo.
- Ty też Hazz. Chociaż nie, ty się ciągle obijasz, więc tylko się trzymaj. Pa.
- Udam, że tego nie słyszałem. Pa.
Na rozmowie z Harry'm minęła mi cała droga na kasting. W drodze na przymiarkę, zadzwoniła do mnie moja mama. Na początku, kiedy spojrzałam na ekran telefonu, myślałam, że zwariowałam. Porozmawiałam z nią dosłownie dwie minuty, bo miała następnego pacjenta. Do hotelu wróciłam o 23.00. Wzięłam szybki prysznic, przejrzałam internet i położyłam się w łóżku. Oczywiście po chwili zasnęłam.
piątek, 2 listopada 2012
Rozdział 5
Na górze sprawdziłam tylko w łazience swoja fryzurę i zeszłam na dół. Harry przyglądał się półce w salonie, na której stały moje książki, płyty CD i DVD. Miałam ich sporą kolekcję, bo z każdej podróży przywoziłam co najmniej jedną.
- Możemy już iść.
- Wow, Alex, nie wiedziałem, że masz aż taki dobry gust. - mówiąc to, odwrócił się do mnie przodem i pokazał płytę One Direction.
- Ah, to. Było na wyprzedaży, więc kupiłam.
- Ha ha ha... Bardzo zabawne. Nie wiem, czy wiesz, ale ta piątka jeszcze coś osiągnie.
- Oczywiście, że wiem. Będę za nich trzymała kciuki.
- A tak na poważnie...
- Ja jestem zawsze poważna.
- .... to nie wiedziałem, że ich lubisz.
- Więc nie wiesz o mnie wszystkiego. Ale zaskoczę Cię jeszcze bardziej: jestem waszą wielką fanką.
- O, to miło. Masz naprawdę kilka fajnych płyt.
- Ja mam wszystko fajne. Chodźmy już.
- Idę, idę.
- Jak myślisz, włożyć pilotki, czy zwykłe czarne? - zaprezentowałam mu się w obu parach okularów.
- Zwykłe. Po co Ci one w ogóle?
- Na wszelki wypadek, jakby było słońce lub oślepiały mnie błyski fleszy paparazzi. Wybacz, ale nie chcę być jutro na pierwszych stronach we wszystkich miejscowych gazetach.
- Spoko, aż tak źle nie jest.
- No ja tam nie wiem i od razu mówię, że nie chcę się przekonać. - mówiłam wsiadając do samochodu chłopaka.
- Wiesz co Alex, lubię jak tak ciągle gadasz.
- Serio? To jesteś pierwszą osobą. Aha, i od razu mówię, że często mi się tak zdarza.
- W takim razie już wiem, że z Tobą nigdy się nie będę nudził. - W drodze do sklepu, Harry opowiedział mi swoje plany na najbliższe dni, a ja jemu moje. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
- Wiesz co Ci powiem? Ty to masz gest Hazz.
- Dlaczego?
- To jeden z najdroższych salonów jubilerskich w tym mieście. Musisz mi kiedyś przedstawić tą...
- Mia
- Właśnie. Jestem strasznie ciekawa co ta dziewczyna w sobie ma, że nie widzisz poza nią świata. mówiąc to, weszliśmy do sklepu. Od razu podszedł do nas sprzedawca z szerokim uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry. W czym mogę państwu pomóc?
- Dzień dobry. Chciałbym kupić coś mojej dziewczynie.
- A co pańska dziewczyna lubi najbardziej? -zwrócił się do mnie pracownik. Spojrzeliśmy na siebie z Harry'm w tej samej chwili.
- Ja nie jestem jego dziewczyną. Ja tylko doradzam. No więc, co...
- Mia
- Właśnie, lubi najbardziej?
- Yyyyy....
- Jaką biżuterię nosi?
- Złotą.
- No więc potrzebujemy czegoś złotego. Pierścionek, łańcuszek... ?
- Kolczyki. - powiedział po chwili namysłu mój przyjaciel. Odniosłam wrażenie, że strasznie się stresuje.
- W takim razie chcielibyśmy jakieś złot kolczyki.
- Czy interesuje Pana jakiś konkretny kształt?
- Myślałem o serduszkach.
- Świetny wybór. Zaraz wracam. - odpowiedział sprzedawca i wyszedł na zaplecze.
- Jak myślisz? To dobry wybór?
- Hazz, spokojnie. Spodobają jej się. W końcu to od Ciebie. - naszą rozmowę przerwał sprzedawca, wracając z kolczykami. Po kilkunastu minutach wybierania, Harry w końcu zdecydował się na małe serduszka z wygrawerowanym napisem LOVE . Jestem kobietą i owszem, lubię zakupy, ale te mnie już trochę męczyły. Moim zdaniem, wszystkie pary były prawie identyczne
- Harry, masz czas?
- To zależy dla kogo. - powiedział chłopak, naśladując mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo to zabrzmiało uroczo.
- Mam ochotę na kawę.
- Więc kierunek: Starbucks ?
- Czytasz mi w myślach. - po kilkunastu minutach zajechaliśmy pod kawiarnię. Na miejscu mój przyjaciel, stwierdził że ma ochotę na ciastko. Postanowiliśmy więc skonsumować zamówienie w kafeterii. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o wszystkim. W pewnym momencie, kiedy piłam kawę, Harry zrobił dziwną minę i prawie na niego wyplułam napój. Na szczęście dla niego, tylko się zachłysnęłam. W końcu ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Siedząc w kawiarni, ciągle czułam na sobie czyjś wzrok. Z pewnością fanek mojego przyjaciela. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod mój blok.
- Wejdziesz?
- Nie, widzę że jesteś zmęczona. Przez te dwa dni miałaś odpocząć, a ja Ci tylko zawracałem głowę.
- Daj spokój, nie żałuję.
- Jak będziesz tylko w Londynie to dzwoń. Spotkamy się na jakimś ciastku, czy coś.
- Ok, dobranoc Harry. Pozdrów ode mnie Mię.
- Dobranoc mała. - przytuliliśmy się jeszcze na pożegnanie i chłopak odjechał. Ja weszłam do mieszkania i od razu wzięłam się za pakowanie. Muszę się w miarę wyspać, bo jutro mam lot o 5.00 rano. I znowu powrót do 3 godzin snu dziennie. Ale takie uroki tego zawodu. Trzeba cierpieć, by coś osiągnąć. A to jest mój cel...
_________________________________________________________________________________
Hello, mam nadzieję, że się podoba :) Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, to piszcie w komentarzach.
Pozdrawiam, Alex :)
sobota, 27 października 2012
Rozdział 4
Następnego dnia obudziłam się o godzinie 12.00. Na szczęście nie mam kaca, więc będę mogła normalnie wypocząć. Kiedy już zwlekłam się z łóżka, poszłam wziąć gorącą kąpiel. Trochę się rozmarzyłam, bo gdy wyszłam z łazienki była 13.30. Właśnie przeczesywałam moją szafę w celu znalezienia czegoś do ubrania, gdy odezwał się mój telefon.
- Halo?
- Witaj piękna.
- Witaj ... przystojniaku.
- Co miało oznaczać to zastanowienie się?
- Zamyśliłam się, wybacz.
- No może wybaczę. Mam do ciebie sprawę. I to bardzo ważną.
- Naprawdę? Czyżbyś nie wiedział w co się ubrać?
- Nie, to coś bardziej poważniejszego. Ale jak już jesteśmy przy tym temacie, to fioletowy pasuje do brązu?
- Zależy jaki odcień. Ale możesz się tak ubrać. Najwyżej eksperci modowi Cię zlinczują.
- Więc jednak wybiorę coś innego. A tak w ogóle to masz dzisiaj czas?
- To zależy dla kogo.
- No dla mnie. Przecież mówiłem, ze muszę z Tobą porozmawiać.
- Skoro dla ciebie, to chyba nie.
- Alex...
- Harry, nie denerwuj się. Możesz do mnie wpaść, jeśli to naprawdę ważna sprawa.
- Ok, będę niedługo. Do zobaczenia.
- Do miłego.
No dobra, czas się ogarnąć, bo mój przyjaciel może być tu w każdej chwili. Ubrałam się wiec w czarne rurki i biały T-shirt. Zeszłam na dół i zajrzałam do lodówki. Świetnie, nie mam nic oprócz wody w kranie. Włożyłam więc szybko trampki i udałam się biegiem do pobliskiego sklepu. Wzięłam z półek najpotrzebniejsze rzeczy i z powrotem byłam w domu. Zdążyłam tylko rozpakować zakupy i usłyszałam dzwonek domofonu.
- Halo?
- Czy to mieszkanie Alex?
- Jakiej Alex? - to był Harry, ale postanowiłam sobie z nim trochę pożartować. Nie wiedział pod jakim numerem mieszkam, więc pewnie dzwonił pod każdy, aż doszedł do mojego.
- No... Alex.... O, na nazwisko ma Biel.
- A kto mówi?
- Harry... Alex, wpuścisz mnie? - nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Strasznie się jąkał, mówiąc o kogo chodzi.
- Zapraszam w moje skromne progi. Drugie piętro, numer 7.
Za chwilę już słyszałam pukanie do drzwi.
- Hej.
- No siemka. Czemu nie zadzwoniłeś, żeby zapytać o numer mieszkania?
- Dzwoniłem, ale nie odbierałaś.
- Oj, sorry. Wchodź do salonu. Napijesz się czegoś?
- Wody, jeśli masz.
- Ja mam tylko wodę. Chcesz coś do jedzenia? Mam świeże croissanty.
- Nie, dzięki. Niedawno jadłem.
- Ok, nie wiesz co tracisz. Nie obrazisz się jak będę jadła? Bo to mój pierwszy posiłek dzisiaj.
- I ty jeszcze się pytasz? Jedz śmiało.
- Ok, więc o co chodzi?
- Bo ty jesteś dziewczyną.
- 10 punktów za spostrzegawczość.
- Alex. No wiesz o czym mówię.
- Tak szczerze, to nie bardzo.
- No bo mam na oku taką jedną dziewczynę. Tylko nie wiem jak do niej zagadać.
- Prosto z mostu.
- Ale to jej nie zniechęci?
- A co to za dziewczyna?
- Ta, o której Ci mówiłem.
- Aha, ta sławna posiadaczka Twego serca. Harry, mówię Ci, prosto z mostu. To najskuteczniejszy sposób jaki znam.
- Ale czy na pewno bezpieczny?
- Jeśli Tobie na niej zależy...
- Zależy.
- I jej na Tobie...
- Tego nie wiem.
- No to się nie dowiesz, jak nie spróbujesz.
- Myślisz?
- Ja to nawet wiem.
- Dzięki, jesteś najlepsza.
- To też wiem. Jest jeszcze jakaś prawa, w której mogłabym Ci pomóc?
- W zasadzie to jest. Mogłabyś mi pomóc coś jej kupić?
- Ja? Jesteś pewny? Nie chciałbyś, żeby to była raczej jakaś osobista rzecz?
- Chcę, żebyś mi pomogła coś wybrać.
- No dobra... Chyba nie mam wyjścia.
- Nie masz. To chodźmy.
- Jak to? Teraz?
- No teraz. A kiedy? Przecież jutro już idziesz do pracy i pewnie nie będziesz nawet miała czasu, żeby do mnie SMS-a wysłać.
- No dobra, tylko się przebiorę. Daj mi pięć minut.
- Dam Ci nawet sześć.
- Dzięki łaskawco. - po tych słowach poszłam na górę się przebrać. Ciekawe co ta dziewczyna w sobie ma, że tak zawróciła Harremu w jego lokowatej główce.
- Halo?
- Witaj piękna.
- Witaj ... przystojniaku.
- Co miało oznaczać to zastanowienie się?
- Zamyśliłam się, wybacz.
- No może wybaczę. Mam do ciebie sprawę. I to bardzo ważną.
- Naprawdę? Czyżbyś nie wiedział w co się ubrać?
- Nie, to coś bardziej poważniejszego. Ale jak już jesteśmy przy tym temacie, to fioletowy pasuje do brązu?
- Zależy jaki odcień. Ale możesz się tak ubrać. Najwyżej eksperci modowi Cię zlinczują.
- Więc jednak wybiorę coś innego. A tak w ogóle to masz dzisiaj czas?
- To zależy dla kogo.
- No dla mnie. Przecież mówiłem, ze muszę z Tobą porozmawiać.
- Skoro dla ciebie, to chyba nie.
- Alex...
- Harry, nie denerwuj się. Możesz do mnie wpaść, jeśli to naprawdę ważna sprawa.
- Ok, będę niedługo. Do zobaczenia.
- Do miłego.
No dobra, czas się ogarnąć, bo mój przyjaciel może być tu w każdej chwili. Ubrałam się wiec w czarne rurki i biały T-shirt. Zeszłam na dół i zajrzałam do lodówki. Świetnie, nie mam nic oprócz wody w kranie. Włożyłam więc szybko trampki i udałam się biegiem do pobliskiego sklepu. Wzięłam z półek najpotrzebniejsze rzeczy i z powrotem byłam w domu. Zdążyłam tylko rozpakować zakupy i usłyszałam dzwonek domofonu.
- Halo?
- Czy to mieszkanie Alex?
- Jakiej Alex? - to był Harry, ale postanowiłam sobie z nim trochę pożartować. Nie wiedział pod jakim numerem mieszkam, więc pewnie dzwonił pod każdy, aż doszedł do mojego.
- No... Alex.... O, na nazwisko ma Biel.
- A kto mówi?
- Harry... Alex, wpuścisz mnie? - nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Strasznie się jąkał, mówiąc o kogo chodzi.
- Zapraszam w moje skromne progi. Drugie piętro, numer 7.
Za chwilę już słyszałam pukanie do drzwi.
- Hej.
- No siemka. Czemu nie zadzwoniłeś, żeby zapytać o numer mieszkania?
- Dzwoniłem, ale nie odbierałaś.
- Oj, sorry. Wchodź do salonu. Napijesz się czegoś?
- Wody, jeśli masz.
- Ja mam tylko wodę. Chcesz coś do jedzenia? Mam świeże croissanty.
- Nie, dzięki. Niedawno jadłem.
- Ok, nie wiesz co tracisz. Nie obrazisz się jak będę jadła? Bo to mój pierwszy posiłek dzisiaj.
- I ty jeszcze się pytasz? Jedz śmiało.
- Ok, więc o co chodzi?
- Bo ty jesteś dziewczyną.
- 10 punktów za spostrzegawczość.
- Alex. No wiesz o czym mówię.
- Tak szczerze, to nie bardzo.
- No bo mam na oku taką jedną dziewczynę. Tylko nie wiem jak do niej zagadać.
- Prosto z mostu.
- Ale to jej nie zniechęci?
- A co to za dziewczyna?
- Ta, o której Ci mówiłem.
- Aha, ta sławna posiadaczka Twego serca. Harry, mówię Ci, prosto z mostu. To najskuteczniejszy sposób jaki znam.
- Ale czy na pewno bezpieczny?
- Jeśli Tobie na niej zależy...
- Zależy.
- I jej na Tobie...
- Tego nie wiem.
- No to się nie dowiesz, jak nie spróbujesz.
- Myślisz?
- Ja to nawet wiem.
- Dzięki, jesteś najlepsza.
- To też wiem. Jest jeszcze jakaś prawa, w której mogłabym Ci pomóc?
- W zasadzie to jest. Mogłabyś mi pomóc coś jej kupić?
- Ja? Jesteś pewny? Nie chciałbyś, żeby to była raczej jakaś osobista rzecz?
- Chcę, żebyś mi pomogła coś wybrać.
- No dobra... Chyba nie mam wyjścia.
- Nie masz. To chodźmy.
- Jak to? Teraz?
- No teraz. A kiedy? Przecież jutro już idziesz do pracy i pewnie nie będziesz nawet miała czasu, żeby do mnie SMS-a wysłać.
- No dobra, tylko się przebiorę. Daj mi pięć minut.
- Dam Ci nawet sześć.
- Dzięki łaskawco. - po tych słowach poszłam na górę się przebrać. Ciekawe co ta dziewczyna w sobie ma, że tak zawróciła Harremu w jego lokowatej główce.
sobota, 20 października 2012
Rozdział 3
Po miesiącu ciężkiej pracy, w końcu wracam do Londynu.Mam dwa dni wolne, a potem powrót do szalonego tempa i 3 godzin snu. O 12.00 wylądowałam na Heathrow i szybko udałam się do mojego mieszkania. Miałam nadzieję, że spędzę ten czas z rodziną, pospaceruję po ogrodzie i wypocznę w moim starym pokoju. Ale jest jak zwykle: nie mają czasu. Mama jest na szkoleniu, ojczym wyjechał do Kanady na jakąś konferencję, bracia nie mają ochoty na spędzanie czasu z młodszą siostrą, a do taty nie mam ochoty jechać. Chcę przecież wypocząć, a tam ciągle słuchałabym krzyków jego żony i paplaniny przyszywanej córki. Takim oto cudem jestem skazana na siebie. A no tak... Przyjaciele... Też nie mają czasu. Ale ja nie mam zamiaru się nudzić. Od dawna myślałam nad zrobieniem sobie tatuażu i myślę, że dzisiejszy wieczór to odpowiedni moment. Z pozytywnym nastawieniem dotarłam pod blok. Oczywiście pod drzwiami miałam mały problem ze znalezieniem kluczy. Po wejściu do środka, "rzuciłam" walizki w korytarzu i zobaczyłam unoszący się do góry kurz. No tak... Dawno tu nie było sprzątane. Takim oto sposobem, będę musiała przesunąć moje dzisiejsze plany. Szybko przebrałam się w stare ciuchy i zaczęłam porządki. W sumie szybko się uwinęłam, bo zajęło mi to dwie godziny razem z rozpakowaniem się i wstawieniem pralki. Po szybkim prysznicu i ubraniu się, byłam gotowa do wyjścia.Dopóki wybrałam buty, taksówka już na mnie czekała. Już zapomniałam jaki Londyn może być zakorkowany. Z nudów weszłam na twittera, żeby sprawdzić co słychać u moich "niemających czasu" znajomych. Jedni na kręglach, drudzy na pizzy... A ja nie chcę być gorsza, więc też dodałam twitta: Czas na spełnianie marzeń... Po kilku minutach byliśmy pod salonem tatuażu. Stanęłam przed wejściem, wzięłam trzy głębokie wdechy i weszłam do środka...
Jestem strasznie podekscytowana, bo w końcu mam tatuaż. Znajduje się on na lewym nadgarstku i przedstawia kostkę do gitary, bo uwielbiam grę na gitarze. Skoro tak dobrze zaczęłam wieczór, to postanowiłam udać się do klubu na jednego drinka. Więc od myśli przeszłam do czynów. Po kilkunastu minutach byłam w klubie. Zamówiłam swojego ulubionego drinka i zaczęłam go sączyć.
- Dla mnie też już zamówiłaś? - lekko podskoczyłam na stołku i odwróciłam się. Za sobą ujrzałam uśmiechniętą buźkę Harry'ego.
- Oczywiście, że tak. Ale przypomnij mi dla pewności, co chciałeś?
- Kamikaze.
- Przepraszam, poproszę jedno kamikaze.
- Alex, chyba nie myślisz, że pozwoliłbym kobiecie płacić za swoje drinki?
- No cóż, po Tobie bym się spodziewała wszystkiego.
- No wiesz? A ty czemu pijesz w samotności? W trosce o Ciebie, żeby nikt nie pomyślał, że jesteś wariatką samotnie pijącą w piątkowy wieczór, przyłączę się do Ciebie. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- Oh, Harry. Będę zaszczycona wypić drinka w towarzystwie bożyszcza nastolatek i ...
- Najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. To chciałaś powiedzieć?
- Tak, dowartościuj się. - na takim przekomarzaniu się i żartach spędziliśmy wieczór. Na szczęście Harry nie zaproponował tańca, ponieważ nie mam talentu tanecznego, jak i muzycznego. Trochę się zagadaliśmy, bo wyszliśmy z klubu o 3.00. Nagle mój przyjaciel (myślę, że mogę go już tak nazywać) zaproponował mi spacer. Zgodziłam sie bez wahania, gdyż kocham wieczorne spacery. Po kilkudziesięciu minutach (wcale nam sie nie spieszyło, gdyż oboje świetnie się czujemy w swoim towarzystwie) doszłam do domu. Byłam wyczerpana, a do tego strasznie bolały mnie nogi. Szybko przebrałam się w pizamy i położyłam w łózku. Ledwo zdążyłam przyłożyć głowę do poduszki i już spałam.
Jestem strasznie podekscytowana, bo w końcu mam tatuaż. Znajduje się on na lewym nadgarstku i przedstawia kostkę do gitary, bo uwielbiam grę na gitarze. Skoro tak dobrze zaczęłam wieczór, to postanowiłam udać się do klubu na jednego drinka. Więc od myśli przeszłam do czynów. Po kilkunastu minutach byłam w klubie. Zamówiłam swojego ulubionego drinka i zaczęłam go sączyć.
- Dla mnie też już zamówiłaś? - lekko podskoczyłam na stołku i odwróciłam się. Za sobą ujrzałam uśmiechniętą buźkę Harry'ego.
- Oczywiście, że tak. Ale przypomnij mi dla pewności, co chciałeś?
- Kamikaze.
- Przepraszam, poproszę jedno kamikaze.
- Alex, chyba nie myślisz, że pozwoliłbym kobiecie płacić za swoje drinki?
- No cóż, po Tobie bym się spodziewała wszystkiego.
- No wiesz? A ty czemu pijesz w samotności? W trosce o Ciebie, żeby nikt nie pomyślał, że jesteś wariatką samotnie pijącą w piątkowy wieczór, przyłączę się do Ciebie. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- Oh, Harry. Będę zaszczycona wypić drinka w towarzystwie bożyszcza nastolatek i ...
- Najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. To chciałaś powiedzieć?
- Tak, dowartościuj się. - na takim przekomarzaniu się i żartach spędziliśmy wieczór. Na szczęście Harry nie zaproponował tańca, ponieważ nie mam talentu tanecznego, jak i muzycznego. Trochę się zagadaliśmy, bo wyszliśmy z klubu o 3.00. Nagle mój przyjaciel (myślę, że mogę go już tak nazywać) zaproponował mi spacer. Zgodziłam sie bez wahania, gdyż kocham wieczorne spacery. Po kilkudziesięciu minutach (wcale nam sie nie spieszyło, gdyż oboje świetnie się czujemy w swoim towarzystwie) doszłam do domu. Byłam wyczerpana, a do tego strasznie bolały mnie nogi. Szybko przebrałam się w pizamy i położyłam w łózku. Ledwo zdążyłam przyłożyć głowę do poduszki i już spałam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)